Część druga (TOM II) Kroniki SKKT-TKPZ

 Relacja z rajdu  Świętokrzyska Włóczęga

(TKPZ Nr 41): - przepisane z kroniki

Trasa: Słowik - Mójcza - Daleszyce - Widełki - Makoszyn

Uczestnicy: 8  + 1    

wyjazd czwartek godz. 700 -  "kieleckim" Dojazd 955 zakupy masła i chleba. Brak "dykty" Pierwsze pieniądze wydane. Na MPK Tu spotykamy inne grupy.

Pierwsza "31" nas nie zabiera jedziemy drugą 1120 jesteśmy w Słowiku, gdzie okazuje się, że grupa z SP Ryczywół już była i wyszła na trasę. Pozostałe grupy też już są, ruszają kolejni. My jako ostatni o 1220 Kaśce już na wstępie rozwala się plecak. Zgubiła bolec od paska. No i trzeba drutować, potem sznurować, aż wreszcie już po pierwszym noclegu zagważdżać. Podejście na G.Biesak. Podziwiamy widoczki znad wyciągu. Schodzimy na Przełęcz pod Obrazikiem i wchodzimy na Pierścienicę. Doganiamy jedną z grup "3", czekają na nas nie wiedząc jak znaleźć szlak dalej. Cały czas idziemy niebieskim. Niektórzy zaliczają tu wejścia na "minę". Wchodzimy na G.Telegraf. Iza z Kaśką już zaczynają odstawać, Kasia zaczyna serię upadków. Ma ambitny zamiar zaliczyć po jednym upadku za każdego członka zespołu. Daniel postanawia jednak być samodzielnym. Kolejny widok na Kielce, ze szczytu Telegrafu. Atrakcja - skocznia. Parę osób wchodzi na sam szczyt. Idziemy dalej znów jako ostatni. Przyśpieszamy i doganiamy grupy z "trójki" Koło cmentarza żołnierzy radzieckich schodzimy po raz kolejny do Kielc. Tu "napad" na sklepy (znów "kupa" szmalu poszła) Dużo płynu się wlało w spragnione gardła, a także zakupy na zapas. Potem jeszcze kawałek szosą i skręt w lewo do Mójczy (jedna grupa z "trójki" nie zauważa skrętu) Tu przemarsz przez wieś, aż do nr 63. "Miła" niespodzianka - stodoła planowana na 50 osób starcza dla 30, trzeba załatwić jeszcze jedną stodołę. Idą tam dwie grupy z "trójki" trzymające się razem. Idziemy na ognisko, mało opału, więc i ognisko małe. Tylko my, Ryczywół i parę dziewczyn z "3" Trochę śpiewu i wracamy na nocleg Tu trochę rozmów "przedsennych" "Flipuś" opowiada o wilkołakach. My zasypiamy, na górze jeszcze parę przerywników, w postaci rozmów, a także mała atrakcja spowodowana schodzeniem "trójkowca" z drabiny. Nogi mu się roz ... i o mało co a szczebelek by mu kłopot "małżeński" zrobił.

Pobudka samorzutna o 600 Śniadanko, trochę przepychanek, Kasia rozgrzewa się goniąc Daniela, na śniadanie jajka, dokarmiamy kury skorupkami Daniel koniecznie "chce" na szczęście wejść w gie... tak się rwie, że trzeba go powstrzymywać. Praktycznie już o 700 można by wychodzić na trasę   My wychodzimy o 820 jako pierwsi, ale już po przejściu 1km i wdrapaniu się na taką małą górkę organizujemy sobie ognisko. Na ognisku gotujemy wodę ma herbatkę (trzeba coś gorącego) "Sylwii" przypominają się młode lata i po złapaniu odpowiedniego patyka usiłuje nas rozstrzelać. Mijają nas kolejne grupy; Ryczywół i "Sprytne karpie"

O 930 i my ruszamy. Jest to bardzo krótkie ruszenie, bo już po 30 metrach okazało się, że żyłki w plecaku Izy nie wytrzymały no i trzeba dziergać. Okazuje się, że na rajdzie trzeba znać się także na krawiectwie. Wreszcie ruszamy. Dochodzimy do mostka zbudowanego z jednego pnia z takąż poręczą. Marcin przechodzi na luzie   Iza boczkiem    Asia dotarła do końca, tylko ciekawe dlaczego "Flipuś" jest z tego taki dumny?!   Kaśka od razu rezygnuje z przejścia i po zdjęciu butów, no i oczywiście skarpetek przekracza strumyk w bród . Pozostałe dziewczyny po przekazaniu plecaków Marcinowi i Hubciowi  jakoś przeszły po belce. Idziemy dalej, Kaśka jest zadowolona, bo przy okazji umyła nogi . Podchodzimy na G.Otrocz. Na szczęście jest to podejście dość długie. Dziewczyny dalej robią za ogonki. Kasia zalicza kolejne upadki. Schodzimy do Niestachowa z pewnym małym odchyłkiem. Na końcu zgubił się nam "niebieski" , albo my jemu. Doganiamy "Sprytne karpie" i Ryczywół, przechodzimy przez kładkę i po przejściu 200m, gdy w perspektywie ukazało się "ładne" podejście, dziewczyny powiedziały: DOŚĆ.  Postój. Okazało się, że Kaśka oszukiwała mówiąc, że nie ma siły, bo od razu rozpoczęła "walkę" z Danielem. Wzajemnie się bardzo ładnie "pogłaskali" po twarzy zapominając o wyrzuceniu z ręki jeżyn. Pasjonująca walka. Szkoda, że zdjęcia nie wyszły. Dalej podejście na G.Sikorza i  zejście do Brzechowa. Tu jeszcze dogrywka pojedynku.

Daniel położony na łopatki. 

W Brzechowie odwiedzamy sklep, zakupy "dykty" to "dykta" i innych napojów. Zastanawiamy się nad rozegraniem meczu z tubylcami Idziemy do Daleszyc.

Tam GOK jeszcze zamknięty Chcemy zjeść coś w restauracji, ale są tylko flaki. Jemy więc obok lody i pizzę. Chłopcy prowadzą interesującą rozmowę w obcym języku z tubylcem (trochę zaprawionym) Wreszcie wchodzimy na pierwsze piętro GOKu  Sala wystarczająca nawet na większą liczbę osób niż 52 - tyle nas jest. Mycie w jednej łazience, kolacja. Jeden z "trójki" leży w łazience prawie sztywny, podobno zatruł się kompotem. (my wiemy, że ten "kompot" miał kilkanaście procent i miał ten sztywniak towarzystwo, nie tylko chłopców)

Parę wizyt "nieproszonych gości" Załatwia ich odmownie kierownik GOKu Nocuje razem z nami, bo poprzedniej nocy okradli pobliski sklep, prowadzony przez jego żonę. Jakoś wszyscy szybko usypiają 2230 i już śpią.

Pobudka znów samorzutna o 630 Śniadanko i o 830 ruszamy jako pierwsi na trasę. Ryczywół wraca już do domu. Idziemy najpierw szosą, potem wchodzimy między domy i w las. Kaśka - "Ogonek" męczy nas cały czas "Bosmanem" Zdobywamy pierwszą górę i dochodzimy do odchodzącego w bok szlaku "biało-czerwonego" czyli narodowościowego, prowadzącego do obiecującego miejsca : obozowiska Barabasza. Obiecanki cacanki Z całego obozowiska stoi tylko krzyż upamiętniający to miejsce. W ten sposób omijamy trochę szczyt G.Stołowej. Po wyjściu z powrotem  na "niebieski" odpoczywamy. Iza dała się "zdjąć" - a bardzo się broniła przed aparatem.  Marcin w pewnym momencie chce przekroczyć kałużę, w połowie orientuje się, że nie da rady, próbuje wydłużyć krok, ale i to nie pomaga. Z nieartykułowanym okrzykiem wyskakuje z błotka. Jest tylko jeden drobny szczegół. Otóż okazuje się, że ... nie ma buta. Został w błocie. Oto on wydobyty przez Pawła (prawy)

Trochę śmiechu było. Ruszamy dalej Jeszcze jedna góra i ostre zejście (szczególnie na mapie, bo w rzeczywistości niekoniecznie) wprost do Widełek. Trochę odpoczynku, niektórzy fikają "koziołki" i schodzimy do Widełek o 1330 Tu mamy nocleg w "34" Rozkładamy się, przygotowujemy nocleg dla sąsiadów "karpii" i idziemy na "małe co nieco" składa się na nie: ziemniaczki+pulpety+barszcz biały, który nam trochę nie wyszedł. Paweł wylał wodę gotowaną na barszcz, a Asia podlała potem barszczem ognisko. Potem szybko się zwijamy i idziemy na wspólne ognisko. Tam konkurs na miss czarownic. Nas reprezentowała "Ognista Ziuta" czyli po prostu "Sylwia" Przy prezentacji trochę się kropnął i powiedział, że jest z Kozienic koło Brzeźnicy. A ta czarownica wygrała i została Miss czarownic  Potem krótkie prezentacje grup - skecze reklamówki. (Tu Marcin zabandażowany opowiada Hubertowi o dyskusji z niedźwiedziem) Potem przy ognisku została jedna sztuka z "3", grupa z ZHP i my. Śpiewanko do 2030 i wracamy do stodoły. Kara musi być - hasło z wcześniejszego rajdu wapiennego aktualne - tym razem dla trzech. Dyskusja kto, gdzie ma leżeć i już o 2200 śpimy. Tylko Lidka- "Pytelnica" chciała śpiącemu i chrapiącemu Marcinowi zatkać nos, ale ten (przez sen) tak machnął ręką, że Lidka spadła na klepisko. Dobrze, że było tam trochę słomy i zbytnio się nie potłukła.

Pobudka, śniadanie i pakowanie się. Coś się nam "Sylwia" zapatrzył na Lidkę- "Pytelnicę" z "3"   "Pojedynek" fotografów i ruszamy na szlak.

Tym razem szlak bez koloru. Idziemy na "nos" Zaliczamy jeszcze jedną górkę idąc wśród wspaniałego kobierca z liści Schodzimy do Makoszyna. Tu lody, lody i nerwówka, czy wsiądziemy do autobusu do Kielc. Jakoś się udaje. Kielce Dziewczęta "podpadają" (zapoznały Jacka), przez nie ledwo zdążamy na pociąg. Bąkowiec Tu zdobycie jeszcze jednego "szczytu" i autobus do domciu (1700 już w)